|
|
Czy podoba ci się opowiadanie "Panna Akurat"? |
Tak. |
|
100% |
[ 1 ] |
Raczej tak. |
|
0% |
[ 0 ] |
Raczej nie. |
|
0% |
[ 0 ] |
Nie. |
|
0% |
[ 0 ] |
Nie mam zdania. |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 1 |
|
Autor |
Wiadomość |
Saphire
Administrator
Dołączył: 15 Mar 2008
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z nienacka...
|
Wysłany: Pią 15:46, 11 Kwi 2008 Temat postu: Panna Akurat [P] |
|
|
Wstęp
Po prostu to czułam, wiedziałam, że prędzej czy później nie wytrzymamy tutaj, że odjedziemy gdzieś daleko. Nie wiem czy to lepiej, problemom stawia się czoło, a nie ich unika, chociaż ten problem był naprawdę wyjątkowo paskudny. Może tak pragną zemsty, że po prostu wyjadą za nami, znajdą nas i znów będą nękać? Nie, aż tak nie będą się wysilać. To dobrze, że wyjeżdżamy.
Nie, zmieniłam zdanie! To bardzo źle, że wyjeżdżamy! Myślałam, że przeprowadzamy się na wieś, tutaj blisko, że będę chodziła do tej samej szkoły, byłam tego tak pewna, jak mojego nazwiska! A tutaj co? Nagle, i to od starszej siostry, która przekazuje mi to z taką zjadliwością, dowiaduję się, że jedziemy na zachód, całkiem w dół Polski. Na pewno nie będę iluś tam set kilometrów dojeżdżać do szkoły! Ja wyjeżdżam, odchodzę z miasta, z klasy. Zaczynać to wszystko od nowa, całą przygodę, szukać nowych znajomych? Nie, nigdzie nie jadę!
Muszę jechać. Matka tylko jak usłyszała moje zarzuty, powiedziała, że są bezsensowne i bezpodstawne. Wiem, że tak nie uważa, wiem że będzie cierpieć równie tak jak ja, albo nawet bardziej. Ona zostawia rodzinę, urodziła się w Miniszawach i żyła tam przez ponad trzydzieści lat. Ojciec rodzinę ma również blisko, też ją zostawia. Lecz są pewni. Oni, mama, tato no i moja siostra. Ja nie do końca. A co, jak zaraz po naszym wyjeździe ich złapią? Będziemy wracać? No, nie wydaje mi się. Ja nie zostawię moich Miniszaw i moich znajomych. Moich przyjaciół.
Siostra się ze mnie śmieje. Ojciec nie ma humoru. Mama ciągle płacze i ma zły nastrój. Zawsze było inaczej. Dopóki ojciec nie odkrył w sobie bohatera i nie doniósł na nich policji. Matka mówiła, siedź cicho, nie twój interes! Ale ten super heros oczywiście chciał być jakże odważny. No i stało się, jak się odgrażali. Mogli sobie przewieźć ten towar i co z tego? Nie my będziemy to świństwo wciągać, tylko oni, oni się potrują i przedwcześnie umrą, a my będziemy sobie żyć spokojnie. I nie będziemy musieli się wyprowadzać. Nie potraktowaliśmy gróźb serio, szukała ich policja, no trudno, uciekli. Myśleliśmy, że za granicę, ale oni byli tu cały czas, knuli zemstę.
Kiedyś wstałam i usłyszałam jakieś szepty za oknem. Żyłam w takim stresie od tego momentu, gdy dostaliśmy od nich list, że momentalnie schowałam się pod kołdrę i nie odezwałam się słowem. Słyszałam jak o czymś mówią, że samochód, że wąż ogrodowy… W końcu poszli, a gdy wyjrzałam ostrożnie przez okno, moim oczom ukazał się niesamowicie straszny widok. Całe auto porysowane, wąż ogrodowy pocięty na minimalne kawalątka. Zaczęłam biec, najszybciej jak się da, żeby to schować, poskładać. Wiedziałam, że jak ojciec to zobaczy, będzie chciał uciec, uciec stąd jak najdalej, a ja nie mogłam na to pozwolić. Wąż pozbierałam, ale co z autem? Nie chciałam się wyprowadzać, byłam w piżamie, czułam się taka zdesperowana, że wyciągnęłam z garażu czerwoną, o ton jaśniejszą niż nasz bordowy samochód, farbę i zaczęłam własnymi rękoma pokrywać rysy. Byłam cała w czerwonej farbie, więc gdy mama nie zastała mnie w łóżku i pełna złych przeczuć wyszła na ogród, myślała że jestem pobita, byłam cała w czerwonej mazi. Gdy wyjaśniłam co robię, może i lepiej, bo spodziewali się gorszego. Strasznie płakałam, ale ich ulga po tym, gdy okazało się iż jestem cała i zdrowa była tak ogromna, że postanowili jeszcze zostać.
Miarka się przebrała, gdy siostra wracała ze szkoły. Napadło ją dwóch młodych chłopaków, mówiąc że nadszedł czas zemsty, ale nie docenili mojej siostry, która od dziecka chodzi na karate. Trochę połamani fizycznie i podłamani psychicznie uciekli. Siostra powiedziała to ojcu i matce, a ostrzegałam ją! Tyle, że ona nie ma co zostawiać, jest taka wredna i samolubna, nie ma przyjaciół, nie ma chłopaka. Ja też nie mam chłopaka, ale tych pierwszych mam. Niewielu, lecz od serca.
W końcu nadszedł ten dzień. Kupujemy dosyć duży dom w Definowie, kolejny plus wyprowadzki. Mama, gdy żaliłam jej się, kazała mi sporządzić listę- plusów i minusów. Tych drugich było znacznie więcej, postanowiłam pisać same plusy, żeby się bardziej nie zdołować. Było ich niewiele, ale były. Na przykład ten, że w końcu nie będę mieszkała w pół-kamienicy, połączonej z inną i maleńkim ogródkiem. Dom ma być duży i ma mieć ogromny, bujny ogród. Państwo sprzedający go to mili, starsi ludzie, którzy emigrują za chlebem. Co to się dzieje…
Walizki spakowane. Po pożegnaniu. Dziewczyny przyszły jeszcze przed samym wyjazdem, mama się z nimi umówiła. Lepiej, jakby nie przychodziły, okropnie płakałam. One też. Mama na koniec również się rozryczała, gdy żegnała się z kochanymi sąsiadkami i naszym starym domkiem. Z rodziną. Wsiadłam do samochodu i jeszcze smutno spojrzałam w stronę dziewczyn, ale ich twarz rozjaśnił tylko uśmiech.
-W wakacje się spotkamy… -szepnęła Gosia, a Milena gorliwie przytaknęła –Do zobaczenia.
-Do zobaczenia. –wykrztusiłam i machałam im tak długo, aż moje przyjaciółki zmieniły się w maleńkie, czarne punkciki i całkiem zniknęły. Tak, jak mój dom. Tak, jak moje miasto. Tak, jak moje życie…
Wstęp może być lekko niezrozumiały. Zapewniam jednak, że w następnym rozdziale wszystko się wyjaśni.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Saphire dnia Sob 10:46, 12 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Saphire
Administrator
Dołączył: 15 Mar 2008
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z nienacka...
|
Wysłany: Śro 21:31, 16 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Hej, żadnych ocen? Czekam na waszą opinię, chcę publikować nowy rozdział xD.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alisese
Administrator
Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dark Valley. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:20, 20 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Pierwsze wrażenie.
Sam tytuł skojarzył mi się z tymi blogowymi tworami na niskim poziomie.
Cytat: | lekko niezrozumiały |
To można zrozumieć, jeśli tylko wprowadza odpowiedni nastrój i zaciekawia potencjalnego czytelnika. Zobaczymy.
[4/5pkt]
Błędy.
Cytat: | Nie wiem czy to lepiej, problemom stawia się czoło, a nie ich unika, chociaż ten problem był naprawdę wyjątkowo paskudny. |
Za duże nagromadzenie informacji w jednym zdaniu. "Rozbij" je na co najmniej dwa.
Cytat: | znajdą nas i znów będą nękać? Nie, aż tak nie będą się wysilać. |
Powtórzenie "będą."
Cytat: | Nie, zmieniłam zdanie! To bardzo źle, że wyjeżdżamy! |
Czy to jest pamiętnik? Nie. Dziennik? Tym bardziej. Więc forma ciągła, myśli ciągłe, a nie "przeskakujące" w kolejnych akapitach z jednych wydarzeń do innych. Brr.
Cytat: | Nagle, i to od starszej siostry, która przekazuje mi to z taką zjadliwością, |
Myślniki zamiast przecinków przed "i" oraz "zjadliwością."
Cytat: | dowiaduję się, że jedziemy na zachód, całkiem w dół Polski. |
:shock: Wydawało mi się, że "w dół Polski" to raczej na południe...
Cytat: | Matka mówiła, siedź cicho, nie twój interes! |
Powinno być: Matka mówiła: "Siedź cicho, nie twój interes!" bądź Matka mówiła: Siedź cicho, nie twój interes!
Cytat: | Wsiadłam do samochodu i jeszcze smutno spojrzałam w stronę dziewczyn, ale ich twarz rozjaśnił tylko uśmiech. |
Nie "zlały się" w jedno, czyż nie? Więc każda ma swoja twarz, co w konsekwencji daje nam "twarze" i "uśmiechy."
Niektóre błędy, wszystkich nie miałam siły wymieniać.
Są tam błędy stylistyczne, logiczne, interpunkcyjne, rzeczowe. Aczkolwiek, najgorzej naprawdę nie jest.
[6/10pkt]
Pomysł i realizacja.
Rewelacji w zasadzie brak w tym kierunku. Oryginalności zero, akcji również. Pocieszam się myślą, że to pierwszy rozdział, co naprawdę trudno ocenić. Zobaczymy "w praniu."
[2/10pkt]
Postacie.
Mamy pannę-nieznanego-imienia, wspomnianych jedynie siostrę, ojca i matkę. Prócz tego występują Gosia oraz Milena - przyjaciółki głównej bohaterki. Gdzieś w tle słychać o chuliganach pragnących zemsty, o sąsiadach i szkole, ale to jedynie drobne "wstawki." O samej opowiadającej praktycznie nic nie wiem, poza faktem, że się przeprowadza, czego najzwyczajniej w świecie nie chce. Pustka.
[3/15pkt]
Styl
Tutaj mam litanię - bynajmniej nie dziękczynną.
Pierwszoosobowa narracja jest dobra - według mnie - do wyeksponowania uczuć głównego bohatera, jednakże na dłuższą metę strasznie zawęża ten "krąg." Nie masz wówczas prawa do ukazania osobistych rozterek innych bohaterów oraz wydarzeń, w których główna bohaterka udziału nie bierze. Przez to opisy stają się jakby... uboższe, obracające się w dużej mierze wokół narratorki. Poza tym - sam styl. Błędy w stylu interpunkcji, powtórzeń, logiki oraz długości zdań - z tym masz problemy. Zafunduj sobie lekcję "Gdzie stawiamy myślniki" oraz "Jak budujemy dialogi." Naprawdę widzę tu pamiętnik. Każdy nowy "akapit" to inny wpis, inne wydarzenie, inna myśl. Nie lepiej dodać do tego daty i naprawdę stworzyć a'la pamiętnik bohaterki?
[5/10pkt]
Ogólny zarys.
Nie jest źle, aczkolwiek idealnie też nie. Nie zachwycam się, nie zachęciło mnie do dalszego czytania, szczerze mówiąc. Nie widzę nic niezrozumiałego, o czym mówiłaś, jednakże rozpościera się przede mną cała gama nudy. Ciekawych opisów brak. Poza tym - jak już wspomniałam - styl jest ewidentnie wzorowany na pamiętnik.
[2/5pkt]
Ocena.
Podliczamy:
4 + 6 + 2 + 3 + 5 + 2 = 22 pkt.
Czyli masz u mnie, póki co, dwójkę z maleńkim plusikiem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Saphire
Administrator
Dołączył: 15 Mar 2008
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z nienacka...
|
Wysłany: Nie 17:14, 20 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
No proszę, nareszcie Alisese się za to zabrała . W sumie takiej oceny się spodziewałam, bo z tego wstępu sama nie byłam do końca zadowolona, no ale...
A co do tego dołu Polski, to chodziło mi może bardziej o to, że na południowy zachód. Ona mieszkała koło stolicy, ale jeszcze o tym nie wspomniałam. Dodatkowo skojarzyło mi się to z moim miastem, Zgorzelcem, które właśnie jest tak mniej-więcej na południowym zachodzie .
W nowym mieście
Po fakcie, patrząc na to co napisałam, muszę wszystko wyjaśnić od nowa, niby sama będę to czytać, w końcu to mój pamiętnik, ale traktuję go jak osobę, która musi znać szczegóły i fakty, wiedzieć o co chodzi.
Jeszcze za dobrych czasów, w Miniszawach, pewnego lipcowego dnia, ojciec wpadł do mieszkania cały blady. Był przerażony, usiadł i przez kilka minut nie mógł wykrztusić słowa. Gdy zapytałam go, co się właściwie stało, powiedział. Powiedział, że odkrył przewóz narkotyków na granicy, że zna przemytników, ale nie może na nich donieść.
-Dlaczego? –zapytała przerażona mama –Czemu nie możesz?
-Grozili mi… -szepnął ocierając pot z czoła, a wargi mu zadrżały –To, że ich znam, wam nie wróży dobrze. Takie rzeczy mówili… Takie rzeczy… -pokręcił głową z niedowierzaniem, dalej cały biały jak kartka –Nie mogę na nich donieść.
-Ależ oczywiście, że możesz! –krzyknęła Kasjopeja, moja siostra –Tato, nie daj się zastraszyć! Salwina potwierdzi moje zdanie, prawda Salwina? –spojrzała na mnie, a ja po chwili domyśliłam się, że wszyscy patrzą na mnie.
-Ja… Sama nie wiem. –wydukałam skrępowana. Kasjopeja westchnęła, pewna, że jej przytaknę –Nie znam się na takich sprawach! –dodałam obronnie.
-Na tym nie trzeba się znać, dziecko. –spojrzała na mnie siostra z politowaniem.
No i w końcu, gdy ustaliliśmy, że nie powiemy, tata okazał się być odważny… No i powiedział policji. Nie złapali ich, przemytnicy byli nieuchwytni… Oczywiście odgrażali się, wysłali list z pogróżkami… Trudno. Jak pisałam, po ataku na Kasję miarka się przebrała i wyjechaliśmy do Definowa.
-Tak będzie lepiej. –twierdzili wszyscy. Wszyscy, oprócz mnie.
I teraz jestem! Znaczy, jeszcze nie jestem. Jeszcze jadę. I będę jechać około czterech godzin z tego co mówi Kasjopeja, sześć, z tego co mówi tata, i „jeszcze niedługo”, z tego co mówi mama. Mam na imię Salwina. Salwina Akurat. Imię dosyć mało popularne, nie jestem pewna, czy jakaś dwunastoletnia dziewczynka może się nim pochwalić, nazwisko również osobliwe… Nie narzekam. Kasjopeja, imię gwiazdy. Ma szanse nią zostać, albo gwiazdą karate, albo piosenkarką. Pięknie śpiewa, ale gdyby jej charakter był tak piękny jak śpiew, byłoby szczęśliwiej. Moje imię wzięło się od… paprotki. Jako, że mój tata- zapalony biolog i przyrodnik odkrył w encyklopedii paproć o nazwie „Salwinia” postanowił mnie tak nazwać, ale mama z kolei, bardzo przesądna osoba, przed moimi narodzinami wyczytała w jakimś poradniku, że imię dziecka zawierające dwie litery „i” rzuca klątwę na nowe pokolenie. Więc odjęli jedno „i”… i wyszła Salwina. Trudno się mówi, tak się nagimnastykowali, a takie imię istnieje. Naprawdę. I to ja to odkryłam, w Internecie, wpisując „Salwina” do jakiejś wyszukiwarki. I co? Proszę, „Salwina- damskie imię pochodzące od męskiego „Salwin”. Brr, dobrze że nie jestem chłopcem. Bądź co bądź Salwina brzmi stokroć lepiej, niż Salwin.
Moje przyjaciółki, o których była mowa, Gosia i Milena. Z Gosią wojażujemy od przedszkola razem. Milena dołączyła do nas w pierwszej klasie podstawówki i tak tworzymy nierozłączne trio. Tworzyłyśmy…
I jeszcze był on. Chris. Pochodził z Ameryki, był taki ułożony, mądry i przystojny. Siedziałam z nim w ławce na matematyce, zawsze mi pomagał, był dla mnie miły, prawił mi komplementy… Ale jak to się okazało, był to po prostu bajer, albo- jak kto woli- dobre maniery. Okazało się, że gdzieś tam za granicą ma swoją ukochaną dziewczynę, myślałam, że może nie wytrzymają tak daleko od siebie, ale na pewne ferie przyjechała. Wysoka, piękna, długonoga brunetka o jasnej jak najidealniejszej pergamin cerze i suchym jak najstarszy pergamin obejściu z biedniejszymi- m.in. ze mną. Traktowała nas z góry, uważała się za lepszą od nas. Jednego sobie nie zapomnę, to najlepsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłam. Oczywiście po tym Chris mnie znienawidził, ale istniał jakiś podziw, który zaowocował potem, a jakże źle się skończył. Wracając do historii, nasza droga Ann, bo tak miała na imię owa ślicznotka, została z nami na klasowych Andrzejkach, była to piąta klasa. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bezczelna jest ta dziewczyna. Do klasy weszła nasza najbiedniejsza koleżanka, Hanka. Pochodziła ze wsi i jej ojciec tylko pracował jako rolnik, starsze rodzeństwo dorabiało gdzieś w mieście, pochodziła z wielodzietnej rodziny, było ich pięcioro, ona dwóch braci i dwie siostry. Na dodatek jedna z sióstr była wcześniakiem, bardzo drobna i chorowita, oczywiście wyrosła na mądrą dziewczynkę, ale jest bardzo osłabiona i łatwo łapie najrozmaitsze choroby. Więc Hania była ubrana jak zwykle- skromnie i troszkę wieśniacko, ale nam to nie przeszkadzało, byliśmy zgraną, pomocną i tolerancyjną klasą, nie gardziliśmy biedniejszymi, każdy był równy sobie. Ale u tej paniusi o tolerancji i równym traktowaniu biedniejszych ludzi nie było mowy. Lekko umiała po Polsku, więc zaraz do Chrisa zagadała.
-Co to za wieśniara? –zapytała z obrzydzeniem i ironią, patrząc na zmieszaną Hankę, która zapewne te słowa usłyszała i teraz udawała, że patrzy przez okno, cała zarumieniona –Jakie ciuchy, pewnie kupione w pobliskim szmateksie i się cieszy, że jest modna. –zaśmiała się tak, że teraz większość klasy patrzyła na nią z oburzeniem, a biedna Hania dalej ze spuszczoną głową stała przy oknie.
-Chodzi ci o Hanię? –zapytał zmieszany Chris –Ona… To znaczy, jest bardzo fajna i inteligentna –powiedział głośno, a Hania delikatnie się uśmiechnęła. Byłam zadowolona, że się postawił swojej dziewczynie, która nie wyglądała na zadowoloną.
-Co ty nie powiesz? –prychnęła z pogardą, patrząc na niego –To zwykła lumpeksiara i tyle. Za grosz wyczucia stylu, wie że jej nie chcą takiej, to się pcha wszędzie tym swoim tłustym cielskiem.
-Tak dokładniej, droga Ann to kogoś tu nie chcemy, ale na pewno tą osobą nie jest Hania. –powiedziałam odwracając wzrok do zdziwionej Amerykanki. Uśmiechnęła się z szeroko otwartymi oczami.
-Bronisz jej? –zapytała zjadliwie, jakby zjadła z setkę jadowitych węży –Bronisz tego czegoś? –wskazała na Hanię, która teraz stała wpatrując się w nas ze strachem, a na te słowa usiadła na krześle i rozpłakała się. Gosia i Julka szybko do niej podbiegły i zaczęły ją pocieszać. Sama bym to chętnie zrobiła, ale dalej stałam i wpatrywałam się w Ann z ogromną złością.
-Jak wiesz, albo… powinnaś wiedzieć, to że urodziłaś się w Ameryce, w bogatej rodzinie, nie znaczy że cokolwiek innego, oprócz bogactwa, masz lepsze i wartościowsze, niż choćby Hanka! –szepnęłam ledwo dosłyszalnie. Ann zarumieniła się, ale momentalnie odpowiedziała, już mniej pewnie.
-Najbardziej liczy się poczucie dobrego smaku i nie denerwowanie innych swoją obecnością. –spojrzała na swojego chłopaka, ale on tylko stał z szeroko otwartymi oczami.
-Co? Sama przecież wiesz, że to co mówisz jest najbardziej bezsensowną rzeczą świata! Najbardziej liczy się szacunek do drugiej osoby i stawianie jej równo ze sobą- ani wyżej, ani niżej! -zawsze potrafiłam przygadać, ale wtedy miałam chyba najlepszy dzień w wymyślaniu kąśliwych, szczerych i mądrych uwag. Ann wyrwała się do przodu, do bicia, ale ja tylko uskoczyłam i… Ta sytuacja wyglądała jak z filmu. Biedny, zły charakter rzuca się na ten dobry, on z łatwością unika ataku, a zły charakter ląduje na stoliku pełnym jedzenia. Tak też się stało. Gdy cała w cieście, chrupkach i owocach Ann wstała, Hania podeszła do niej i uśmiechnęła się.
-Chcesz może chusteczkę, Ann? –zapytała dobrodusznie wyciągając w stronę zszokowanej Amerykanki dłoń z higieniczną chusteczką. Ann wyrwała jej z ręki chustkę i przetarła sobie twarz i włosy. Po chwili miała wyjść, ale odwróciła się w stronę Hanki i wyjąkała krótkie „dzięki”. –To drobiazg. –odpowiedziała jej dziewczyna, a wszyscy zaczęli się histerycznie śmiać. Chris odwrócił się w moją stronę i stanął z groźną miną.
-Zapłacisz za to, mi i jej. –powiedział wychodząc.
-Nie będę płacić za niczyj bezduszny, wredny i przesiąknięty próżnością oraz samolubnością charakter, ani za potulnego pudla, który dalej daje sobą rządzić temu charakterowi. –odpowiedziałam, ale jego zawiedzione spojrzenie, gdy wychodził za dziewczyną zepsuły mi całą imprezę. W głębi duszy dalej go kochałam.
Przez następne tygodnie nie odzywał się do mnie, ale pewnego dnia, gdy szłam korytarzem, złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę schodów. Usiedliśmy w rogu, a on dał mi do ręki list od Ann. Pisało tam, że nie obronił jej przed moimi bezczelnymi i bezpodstawnymi atakami, że to koniec, że z nim zrywa. Spojrzałam na niego zdziwiona i wstałam.
-No trudno, przykro mi. –wzruszyłam ramionami i miałam schodzić, gdy nagle znów złapał mnie, tym razem za dłoń.
-Poczekaj! Nie mam do ciebie żalu, Sal. –powiedział bardzo cicho, widziałam, że coś się w nim kotłuje, z jakiegoś powodu cierpi, nie wiedziałam z jakiego, a jakie było moje zdziwienie i szok, gdy się o tym dowiedziałam… -To dzięki tobie jestem od niej wolny. Miałaś rację! Byłem tylko wykonujące każde jej polecenie pudlem. Ja, przepraszam… -szepnął zdołowany –Każdego dnia odkąd wygarnęłaś jej wszystko, wszystkie słowa, które wypowiadałaś jej z taką odwagą prosto w twarz, ja układałem sobie cały rok będąc z nią.
-Tylko ja cię ubiegłam, tak? –zapytałam z politowaniem i wyrwałam rękę z jego uścisku –Powiedz wprost o co ci chodzi.
-Każdego dnia rósł we mnie żal… I podziw do ciebie. –na to ostatnie zareagowałam schodząc jeden stopień niżej –Proszę, nie męcz mnie dłużej. –zeszłam kolejne dwa stopnie niżej –Będziesz ze mną?
Spadłam do tyłu, na szczęście na Milenę, która mnie szukała i znalazła, w jak najbardziej odpowiednim momencie.
-Na Boga, nie! –krzyknęłam, a twarz Chrisa wykrzywił grymas smutku –To znaczy… Ja nie… Nie wiem! –jąkałam się, a Milena patrzyła to na mnie, to na niego –Chris, o Matko, ja… -i podjęłam decyzję, że jednak nie. Chris nie odezwał się do mnie aż do mojego wyjazdu, kiedy sucho rzekł tylko „pa, Salwina”.
Kolejny plus dlaczego tu jestem, to, to że od nowa wyrobię sobie opinię. W Miniszawach, nie była ona taka zła, ale tutaj będę najlepszą dziewczyną na świecie. Następny plus, to przeświadczenie, że mieszka tu moja ukochana ciotka. Z kolei minus, że mieszka z nią mój, mniej już, ukochany kuzyn i jego siostra, trzyletnia Kasia. Plusem jest, że wujek ma tutaj obserwatorium astronomiczne, o którym tak wiele wspaniałych rzeczy słyszałam, a uwielbiam kosmos, fascynuje mnie. Kasjopeja zawdzięcza swoje ukochane imię właśnie naszemu wujkowi, który zaproponował je ojcu telefonicznie.
-Salwa! –krzyknęła Kasjopeja –Obudź się! Za dwadzieścia minut będziemy na miejscu!
-Tak szybko? –zerwałam się chowając pamiętnik.
-Szybko? Odkąd zapisałaś się w tym swoim zeszyciku minęło ze cztery i pół godziny, kochana! –prychnęła Kasja i wyjrzała za okno –czy to już Definowo?
-Tak skarbie… O, spójrz Salwinko, tutaj jest twoja szkoła! –rzekła mama z uśmiechem, a ja ujrzałam piękny, ogromny budynek z wieloma boiskami. Był pomalowany na zielono, od dołu małe półkole zatoczone ciemniejszym zielonym, a wyżej, do samej, płaskiej góry, jasna zieleń. Efektu dopełniał jej soczystszy odcień na trawie. Gdzieniegdzie rosły drzewa i krzewy, a efekt był naprawdę ładny. Przez chwilę nie myślałam o dawnej szkole. Te piękne tereny to kolejny plus –Mam dla ciebie jeszcze kolejną, miłą wieść. Nie lubisz gimnazjów, prawda? W tej szkole masz osiem klas, Definowo to jedno z bardzo, ale to bardzo niewielu miast, które dalej nie uznaje gimnazjów.
-Czyli ja… -zająknęła się Kasjopeja.
-Ty kochanie pójdziesz już do pierwszej liceum, a nasza Salwinka do szóstej klasy podstawówki.
-Uau! –zawyłyśmy obie i spojrzałyśmy na siebie zadowolone. Gimnazjum nie ma? Znowu plusik. Może ta wyprowadzka nie była takim złym pomysłem?
-Już… jesteśmy! –mama zakończyła swoje zdanie dokładnie w tym momencie, gdy zatrzymaliśmy samochód. Wysiadłam pierwsza, tachając za sobą moją torbę i zaniemówiłam. Przede mną stał chyba największy, najcudowniejszy dom jaki kiedykolwiek widziałam.
-Tu będziemy teraz mieszkać. To niedaleko od twojej szkoły Salwuś, i od twojej też Kasyjko. –mama wykorzystała nasze zadowolenie, aby nazwać nas tak, jak najbardziej nie lubimy, a ona wręcz przeciwnie.
-Jestem… Zachwycona. –wyszeptałam krocząc przez bujny, zarośnięty bluszczem ogród. Spojrzałam na niego. Przez wysoką, soczyście zieloną trawę biegła niewielka, ułożona z kamiennych płyt, ścieżka, a wokoło jasnokremowego domu pyszniły się piękne, bujne rośliny. Przed drzwiami stali mili, uśmiechnięci państwo.
-My załatwimy formalności, a wy idźcie wybrać swoje pokoje. –rzekł tato, a moje i Kasji spojrzenia zetknęły się momentalnie i równo zerwałyśmy się do biegu. Okazało się, że nasz wyścig był niepotrzebny, bo ona wzięła sobie mniejszy, różowy pokoik, a ja większy, błękitny. Jest pięknie, na podłodze leżą cudowne, gładkie panele, na środku spoczywa kremowy, puchowy dywanik, jednoosobowe łóżko stoi przy oknie. Pokój nie jest kwadratowy, ani nawet prostokątny. To tak, jakby kwadrat połączyć z trójkątem prostokątnym.
Jest naprawdę cudowny. Po chwili przyglądania się mu z podziwem ujrzałam bardzo dziwną rzecz. Pod szafką nocną, stojącą przy
Ścianie dzielącą pokój Kasji z moim zauważyłam sporą dziurę.
Nie była ona wcale jak wyrwana. Wyglądało to, jakby ktoś równo
wywiercił ją tu specjalnie. Oczywiście moja ciekawość jest
ogromna, więc musiałam tam się wczołgać. Pierwsze posunięcie ciężko było wykonać, było ciasno, ale następne ruchy szły coraz luźniej i w końcu mogłam iść na czworakach, a potem mogłam już prawie stać. Ściana dzieląca mój pokój i pokój mojej siostry była bardzo, bardzo gruba, więc nie dziwiłam się, że mogę swobodnie przejść pomiędzy nimi kilka metrów. Hej! To miejsce jest naprawdę fajne! I jest dosyć jasno, i nie jest wcale duszno. Przydałoby się tu zrobić kryjówkę. No dobrze, idę dalej. Tunel z powrotem zaczął się kurczyć i w końcu doczołgałam się do końca, ujrzawszy różowy pokój mojej siostry. Na samym środku sufitu wisiała ozdobna lampa, mahoniowe łóżko stało naprzeciwko drzwi, usłane było staroświecką pościelą w kwiaty. Pomiędzy nimi była jeszcze bladoróżowa kanapa. Na środku wyłożonej kremowym linoleum w ciemne kropki podłogi leżał szaro-beżowy, brzydki dywan. Jedynie biblioteczka mi się spodobała. Była drewniana i lekko staroświecka, choć na pewno nowa. Usłyszałam, jak mamrocze coś sama do siebie.
-No pięknie, ale co z tą dziurą? Psuje całą atmosferę, nie mam zamiaru domyślać się, a tym bardziej sprawdzać co jest w środku… -hej, chyba się przejęzyczyłaś! W końcu to JA jestem w środku, a to nic obrzydliwego! - Hm… O wiem! Postawię tutaj… TO! – i nagle runął tuż przed moim nosem jej ogromny kufer z kosmetykami. Pleciona skrzynka, na prawdę duża, zmieściłabym się z łatwością, a jestem całkiem wysoka. Cofnęłam się z przerażeniem i szybko tyłem wyczołgałam z gorszej części tunelu. Stanęłam z tym dziwnym uczuciem w brzuchu, gdy unika się ledwo tragedii, w moim przypadku zmiażdżenia powierzchni twarzy. Rozejrzałam się wokoło i do mojej głowy nagle uderzyła pewna myśl. Ten środek przeznaczę na swoją tajną bazę. Ale dziecinne… Ale fajne! W końcu wyszłam i ujrzałam, że wszystkie moje rzeczy są już rozpakowane. Szybka ta moja mama! Rozejrzałam się z podziwem po pokoju. Czułam się jak w domu. Walnęłam się na łóżko i westchnęłam radośnie. Bardzo porządny ten dom, duży, a jeszcze go do końca nie zwiedziłam. Powoli przeniosłam wzrok na krajobraz za oknem. Powoli od błękitnego nieba, przez dachy domów, po chodnik, wchłaniałam krajobraz reszty mojego życia. Zatrzymując wzrok na chodniku ujrzałam patrzącą na mnie, ciemnowłosą dziewczynę w chłopięcej bluzie. Speszyło ją chyba, że odkryłam, iż na mnie patrzy, więc pospiesznie uśmiechnęła się i pomachała mi. Uśmiech również zagościł na mojej twarzy i odmachałam jej po czym gestem wskazałam, żeby zaczekała i zbiegłam po schodach, bez wyjaśnień mijając Kasję i spacerujących po ogrodzie rodziców, wybiegłam z ciemnobrązowej bramy, po czym podbiegłam do stojącej dalej na chodniku dziewczyny.
-Hej! –krzyknęłam na powitanie łapiąc oddech po krótkim, aczkolwiek męczącym biegu –Jestem Salwina.
-Edyta. –moje imię nie wywołało na niej szczególnego wrażenia, może i dobrze –To ty się tu wprowadzasz? Super! –nawet nie czekała na moją odpowiedź –Do której klasy idziesz? Ja chodzę do siódmej „i”.
-Aż do siódmej „i”? To ile u was tych klas?
-Jesteśmy ostatnią klasą, zbitką osób, które nie umiały się odnaleźć w żadnych innych. Może i ty pójdziesz do nas? Jest nas malutko. Każdy nowy do nas dochodzi, ostatnio doszła tylko Ola Monka, ale to w trzeciej klasie.
-O tak, chciałabym! –uśmiechnęłam się, bo wizja, że już znam jedną osobę z przyszłej klasy była obiecująca –Lubisz swoją klasę?
-Czy ja wiem…? –zastanowiła się –Na pewno dziewczyny, chociaż nie mam takiej przyjaciółki… Znaczy, miałam, ale… Nie ważne. Możesz pójść do mnie? –zapytała z nadzieją, a ja obejrzałam się na spacerujących w ogrodzie rodziców. Mieli całkiem dobre humory, trzymali się za ręce i czasem spoglądali sobie ufnie w oczy. Korzystając z tego, że są zadowoleni podbiegłam do mamy i zapytałam, a ona spojrzawszy na stojącą i wyczekującą pilnie Edytę, zgodziła się.
-Mogę. –ucieszyłam się i z nową znajomą ruszyłam chodnikiem wprost do jej domu. Minęłyśmy kilka domków podobnych do mojego, okolica była ładna. Chodnik tworzył zawijasy i alejki, dlatego pewnie cała ulica nazywała się „Aleją Jowisza”. Chociaż czemu Jowisza, to nie wiem. Można było nieźle się tam pogubić, ale właśnie to było tam najfajniejsze. W każdym zakątku, gdzie się dało, było bujnie i zielono. W końcu doszłyśmy do domu Edyty. Był podobny do mojego, może trochę mniejszy, ale bardzo ładny. Weszłam grzecznie, wytarłam buty o wycieraczkę z czarnym napisem „Welcome”, i rozejrzałam się po sporym hallu. Było tu bardzo ładnie i stylowo, elegancko, wszystko w tonie kremowym i białym. Ogromne, lustrzane szafy odbijały chłopięcą sylwetkę Edyty, z jej kobiecą twarzą i czarnymi puklami włosów, oraz moją, nieco niższą, szczupłą postać i ciemną karnację, okalaną krótszymi, jasnobrązowymi, potarganymi falami. Hall był dosyć duży, jak już wspominałam, a po lewej stronie zwężenia korytarza widać było część żółtej kuchni, a resztę zasłaniała okrągła, biała ściana.
-Edyciu, czy to ty? -usłyszałam głos jakiejś kobiety.
-Taak, maamoo –odkrzyknęła Edyta z obojętną miną –Przyprowadziłam koleżankę.
-Moniczkę? Ależ skarbie, ty się z Moniką posprzeczałaś! Już wszystko dobrze, pogodziłyście się? –zalała ją falą pytań, a Edyta nerwowo się uśmiechnęła, spuszczając wzrok. Ja poczułam się zmieszana, że Edycie jest głupio.
-Mamo! –syknęła –To nowa koleżanka! Z tych co się wprowadzili do Kremionki! –powiedziała z wyrzutem, a mama Edyty wychyliła się zza ściany. Była to starsza kobieta, na pewno starsza od mojej mamy, z okularami na nosie i upiętymi w gładki, blond kok włosami. Była ubrana w biały fartuch, który związany był w aż dwa supły, aby utrzymać się na jej szczupłej, drobnej sylwetce , kolorową spódnicę i kremowy golfik.
-Och… No tak. Dobrze, dobrze… -wyjąkała speszona –To idźcie się pobawić, porobić takie rzeczy, co dziewczynki w waszym wieku robią, a ja niestety nie mam o tym pojęcia, idźcie… -szeptała gorączkowo, a mnie ogarniała coraz większa fala speszenia.
-Mamo… -jęknęła Edyta –Może ci ją przedstawię? –zapytała z nadzieją.
-No, dobrze. Och, zapomniałam. –uśmiechnęła się mama Edyty.
-To jest Salwina. A to moja mama. –powiedziała beznamiętnie, spoglądając na mnie i na swoją mamę.
-Miło mi panią poznać… -uśmiechnęłam się skrępowana- pani… mamo Edyty. –Edyta zaśmiała się głośno.
-Oj, tam od razu „mama Edyty”. –żachnęła się –Mów mi pani Doroto! Albo nie… Może lepiej pani Kryształ?
-Kryształ? –szepnęłam gdy wchodziłyśmy już po schodach, uwolnione od pani „nieskazitelnej”.
-Nasze nazwisko… Jak będę miała osiemnastkę to zmienię. –westchnęła Edyta i otworzyła drzwi do swojego pokoju.
-Na jakie? –uśmiechnęłam się wchodząc.
-A ja wiem? –wzruszyła ramionami –Diament? –i zaśmiałyśmy się głośno. Usiadłam na łóżku Edyty i dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo jej pokój różni się od całej reszty domu. Na ścianach wisiały jakieś plakaty rockmanów, a całe pomieszczenie było zabałaganione i szare. Był on dosyć mały. Po prawej stronie stała szara, popisana kanapa, na której leżały pomięte kołdry i poduszki. Po lewej stronie stała brzydka komoda, prawie stykająca się z sofą, a po prawej stronie znajdującego się naprzeciw okna, stało ładniejsze od reszty, stylowe biurko, a na nim leżały porozwalane jakieś kartki, zeszyty i kredki. Na podłodze leżały ciuchy, czasopisma i plecak. W rogu pokoju dostrzegłam szczotkę do włosów i pomidora.
-Porządki robiłam, to jest bałagan. –westchnęła Edyta, a ja chciałam się zaśmiać, ale zobaczyłam, że mówi to poważnie, więc zamilkłam –To zdjęcie naszej klasy z tamtego roku. –wskazała na swoje biurko, gdzie było mnóstwo zdjęć rodzinnych, lecz klasowe z łatwością odnalazłam.
-Kto to jest? –wskazałam na chłopaka w górnym rzędzie, bardzo przystojnego, a Edyta zaśmiała się.
-Marcin Kenianin. Jeśli ci się spodobał masz sporą konkurencję. Nie mnie oczywiście! –dodała gdy spojrzałam na nią ze zdziwieniem –Ale dużo dziewczyn się w nim podkochuje.
-A ta dziewczyna? –wskazałam na uczennicę, która stała, jakby kij połknęła i wpatrywała się w aparat niczym w smoka.
-Ach, to… -westchnęła Edyta –To jest ta nowa od trzeciej klasy, Ola Monka. Dziwaczna, ale bardzo mądra. I całkiem fajna. I bardzo, bardzo bogata. Jej rodzice, jak się tu przyprowadzili, wygrali milion, wyobrażasz sobie?
-Uau… -tylko jęknęłam wyobrażając sobie, w jakich luksusach bym żyła, wygrywając tyle pieniędzy –I co, samolubna?
-Ani trochę. Zawsze ona stawia w sklepiku, zawsze nam pożycza, jak nie mamy i zakłada w szkole niewielkie sumki za biedniejszych uczniów. –powiedziała z dumą, jakby mówiła o sobie –Ta- mimo że nie tak bogata –wręcz przeciwnie… -rzekła z obrzydzeniem wskazując za stojącą w środkowym rzędzie, pięknie wyszczerzoną blondynkę –Wredna plotkara, zabiera przyjaciół i przekabaca –rzekła z żalem, bardziej do nicości, niż do mnie wpatrując się smutno w zdjęcie –A to Monika –szepnęła wskazując na jasnowłosą, wysoką i bardzo chudą dziewczynkę z aparatem na zębach. Nie powiedziała nic więcej i spojrzała na mnie obojętnie –Już późno i ciemno. Odprowadzić cię?
-Nie, jeśli nie chcesz… -zaczęłam, ale ona spojrzała na mnie z irytacją.
-Jasne, że chcę. Mam nadzieję, że dojdziesz do naszej klasy. Ale to dopiero za dwa tygodnie, dopiero wtedy kończą się wakacje.
-Tak. –przytaknęłam, choć nie było to potrzebne –Spotkamy się jeszcze w wakacje?
-Jasne. –powiedziałam i po cichu zeszłyśmy po schodach, nie odzywając się, ale każda pewnie myślała o tym, aby uniknąć spotkania z panią Kryształ. Ta jednak dorwała nas przy samych drzwiach i bardzo wylewnie pożegnała. Do końca drogi wymieniłyśmy tylko parę uwag dotyczących szkoły i Definowa. Na koniec stanęłam i spojrzałam na nią pytająco.
-Powiesz mi czemu nazwałaś mój dom… Kremionką? –zapytałam zdziwiona.
-Tak mówiła na niego Monika –wzruszyła ramionami -Państwo mieszkający tu przed wami nazywali się Kremionek, a dom jest kremowy… Tak wyszło i ja się przyzwyczaiłam tak go nazywać. No, to pa.
-Hej. –odpowiedziałam z uśmiechem i weszłam na ścieżkę. Zdawało mi się wtedy, że Edyta jest jakaś oschła, ale to tylko taki jej charakter. Jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo mnie lubi. Ujrzałam w oknie mamę. Pomachała mi z uśmiechem i gestem przywołała do domu. Uśmiechnęłam się również i wbiegłam do hallu.
-Kochanie, chcemy cię o coś zapytać. –powiedziała, gdy tylko mnie ujrzała –Kasjopeja jest za zamurowaniem tego otworu w ścianie, a ty?
Ogarnęła mnie panika. Nie chcę go murować! Takie miałam plany, tak mi się tam podobało!
-Nie! Ja go chcę! –krzyknęłam wręcz rozpaczliwie a mama zdziwiona uspokoiła mnie.
-Spokojnie, w takim razie go zostawimy. Nie rozumiem tylko…
-Dzięki! –krzyknęłam całując ją w policzek i zapytałam –Mamy jakąś starą, niepotrzebną pościel?
-Tak, jest już na poddaszu, a czemu…
-Dzięki! –powtórzyłam i wbiegłam po schodach do mojego pokoju, zostawiłam tam worek ciasteczek, które kupiłam po drodze, wracając z Edytą i poszłam na poddasze. Znajdowało się ono na drugim piętrze domu. Prowadziły do niego drewniane, stare schody. Wchodziło się po nich do groźnie wyglądającego, ponurego stryszku, a naprzeciwko były drzwi, właśnie do graciarni, gdzie były nierozpakowane rzeczy. Wybrałam chyba ze cztery kołdry po czym zawlokłam je do swojego pokoju i wcisnęłam do tunelu. W samym jego środku ułożyłam je po bokach wielkiego koła i na podłodze. W dziurze ukazującej różowe ściany pojawiła się głowa mojej siostry, ze wściekłą miną spoglądała, jak urządzam sobie kryjówkę.
-I co, postawiłaś na swoim? Zobaczysz, rozwalę to! –uśmiechnęła się mściwie, a poduszka, którą rzuciłam w jej stronę ulokowała się dokładnie na jej twarzy blokując jej dostęp do mojego tunelu. Usłyszałam tylko jakieś burknięcie i mogłam się wreszcie udomowić w mojej bazie…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Saphire dnia Nie 17:20, 20 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Arya
Moderator
Dołączył: 25 Mar 2008
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: mam wiedzieć. ?
|
Wysłany: Śro 21:38, 21 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Na początku wydawałoby się, że będzie to coś zwykłego- sredniociekawa, klasyczne życie nastolatki, uromaicane jedynie miłymi i średniomiłymi przygodami z chłopakami, przyjaciółkam, ciuchami i jedną, lub nawet kilkoma przeprowadzkami. Ale to było przez kilka pierwszych, nic nie obiecujących testów. Cała sprawa z przemytem bardzo uatrakcyjniła opowiadanie i wzbudziła moje zainteresowanie. Nieważne, czy będzie to teraz opisywana na początku powiastka, czy wspaniały kryminał- swoją oryginalność już ma, tak, jak moje zainteresowanie. Stawiam -5 , bo było kilka fragmętów, które mnie troszeczkę nudziły. Pisz dalej!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|